Jak robić postępy w Go
Idź do strony 1, 2, 3  Następny  :| |:
-> Nauka

#1: Jak robić postępy w Go Autor: marcinSkąd jesteś: Poznań PisanieNadesłano: Cz May 22, 2003 7:44 am
    ----
Polecam cns.nyu.edu/~mechner/go/. Z pięciu elementów, które wymienia Mechner ostatnio przekonuję się, że ten piąty ma największe znaczenie.

Ostatnio zmienił(a) marcin dnia Wt stycz 27, 2004 5:07 pm, w całości zmieniany 1 raz

#2:  Autor: RadziolSkąd jesteś: Tychy PisanieNadesłano: Cz May 22, 2003 11:50 am
    ----
Swietny artykul!
Widac ze koles zna sie na rzeczy :>
Co do ostatniej porady, to bardzo mozliwe ze jest ona najwazniejsza. Granie 'na pale' nie sprawi ze poczynimy postepy.

#3:  Autor: asumi PisanieNadesłano: Sb May 24, 2003 3:07 pm
    ----
postęp to robienie rzeczy których się nie umie/ nie umiało - to lubię Bardzo szczęśliwy
i proszę, nie ma nic o tym, że wygrana jest najważniejsza :>

#4:  Autor: marcinSkąd jesteś: Poznań PisanieNadesłano: Sb May 24, 2003 4:02 pm
    ----
Tak - a najbardziej podoba mi się fragment, gdzie pisze, że teraz, kiedy ma 6D nikt go nie pyta ile partii przegral jako 5k...

#5:  Autor: asumi PisanieNadesłano: Sb May 24, 2003 4:40 pm
    ----
pewnie nawet nie pytają ile gier przegrał jako dwucyfrowe k Wesoły

#6:  Autor: okupantSkąd jesteś: Poznań PisanieNadesłano: Pn May 25, 2003 2:08 am
    ----
a ja myśle, że w ogóle nikt nigdy nikogo nie pyta kto ile gier przegrał, bo wiadomo że ich było pełno Uśmiech

#7:  Autor: RadziolSkąd jesteś: Tychy PisanieNadesłano: Pn May 25, 2003 12:19 pm
    ----
okupant wrote:
a ja myśle, że w ogóle nikt nigdy nikogo nie pyta kto ile gier przegrał, bo wiadomo że ich było pełno Uśmiech

mow za siebie Puszczający oczko

#8:  Autor: TommellSkąd jesteś: Police PisanieNadesłano: Pn May 25, 2003 8:25 pm
    ----
Jasne, nie ma to jak porzadna samoocena, nieprawdaz Radi? :}

#9:  Autor: SayakaSkąd jesteś: Poznan PisanieNadesłano: Pn wrz 14, 2003 6:54 pm
    ----
Ja tam mysle, ze granie, jako samo granie jest o wiele bardziej przydatne, niż czytanie książęk...
W dawnym czasach takowych książek nie było, a patrzcie jakie legendy go wtedy zyly...

#10:  Autor: okupantSkąd jesteś: Poznań PisanieNadesłano: Pn wrz 15, 2003 1:09 am
    ----
Te, że są legendami go wcale nie znaczy, że w rzeczywistości grali lepiej niż współcześni bogowie go.

#11:  Autor: ParnSkąd jesteś: Zgierz PisanieNadesłano: Pn wrz 15, 2003 12:20 pm
    ----
okupant ma racje, ale moim zdaniem granie i obserwowanie jak ludzie graja daje wiecej niz czytanie ksiazek

#12:  Autor: SayakaSkąd jesteś: Poznan PisanieNadesłano: Pn wrz 15, 2003 10:36 pm
    ----
okupant wrote:
Te, że są legendami go wcale nie znaczy, że w rzeczywistości grali lepiej niż współcześni bogowie go.
Jasne, ze nie, wiadomo, że za 1000 lat wspolczesni goisci mogo byc takimi samymi legendami jak Ci, ktorzy grali to kilka tysiecy lat temu..
BTW- Wcale tez nie znaczy to, ze grali gorzej, niż wsplczesni mistrzowie.

#13:  Autor: okupantSkąd jesteś: Poznań PisanieNadesłano: Wt wrz 16, 2003 3:05 am
    ----
A ja myślę jednak, że to, że grali 150 lat temu oznacza to, że grali gorzej. Po prostu dlatego, że obecni mistrzowie podczas treningu i nauki korzystają z dorobku np. Shusaku, a Shusaku nie korzystał z dorobku dzisiejszych mistrzów Uśmiech

#14:  Autor: abaddonSkąd jesteś: de profundis PisanieNadesłano: Wt wrz 16, 2003 7:44 am
    ----
Postac Sai to wlasnie takie "Co by bylo gdyby Shusaku przeniosl sie do naszych czasow". Sai byl chyba szacowany na poczatkowego zawodowca i w internecie mistrzowie widzieli "Shusaku, ktory uczy sie nowego go".

#15:  Autor: kaisujSkąd jesteś: Lublin PisanieNadesłano: Pn wrz 22, 2003 10:33 am
    ----
Ostatnio zanotowalem znaczny wzrost sily, na tyle znaczny, ze trudno mi w to uwierzyc i zaczalem szukac przyczyn poprawy wynikow swojej gry. Nasunelo mi sie kilka wnioskow, ktorymi chcialbym sie z Wami podzielic. Zastrzegam, ze moga byc one bardzo chaotyczne i niefachowe, a moze nawet bledne, dlatego prosilbym zwlaszcza tych poczatkujacych, by nie traktowali moich slow jako jakiejs prawdy o go. Sa to tylko moje wlasne przemyslenia, ale jesli jest w nich jakis sens, to moze pomoga one innym poczatkujacym w nauce. Zauwazylem u siebie, ze mojemu wzrostowi sily towarzyszyly przez caly czas radykalne zmiany stylu gry, ogolnej koncepcji jak grac. Chodzi mi tu glownie o plansze 19x19, choc chyba przeklada sie to po czesci rowniesz na mniejsze. Zaczne moze od tego, ze zawsze wazne dla mnie byly opinia innych, lepszych graczy oraz podpatrzone zagrania. Staralem sie je stosowac u siebie, nawet jesli nie wiedzialem dlaczego oni to robia. I to jest chyba wlasciwe. Zreszta nawet w ktoryms z artykulow na akademii jest o tym wspomniane. Banalnym przykladem z samego poczatku mojej przygody z go bylo podpatrzenie, ze pierwsze kamienie stawiane sa w rogach. Wtedy nie mialem pojecia dlaczego, ale poniewaz wszyscy tak robili, to uznalem, ze tak trzeba, bez wzgleduna to czy wynika to z jakiejs tradycji (w koncu go to gra z tradycjami), czy moze to sprawdzona strategia. Na samym poczatku gralem bardzo asekuracyjnie juz od samego fuseki. Staralem sie zajac male terytorium, ktore bedzie mi latwiej kontorlowac, mocno osadzic sie w rogach, rozwinac od nich na niewielka odleglosc. W szczegolnosci kurczowo bronilem dostepu do moich rogow. Wydawalo mi sie to logiczne, skoro na samym poczatku zagrywa sie w rogach. Poza tym nasluchalem sie, ze rogi sa wazne, ze tam jest duzo terenu, ktory mozna latwo zdobyc. Tak zrodzil sie w moim umysle mit rogow. Efekt byl taki, ze potrzebowalem wiecej ruchow by zajac ten sam teren, co przeciwnik, bo przeciwnik gral na calej planszy nie przejmujac sie swoimi slabosciami. Co wiecej, balem sie inwadowac miedzy szeroko rozstawione kamienie przeciwnika sadzac, ze i tak nic tam nie zdzialam. Po kilku nieudanych probach tego typu zagran zrezygnowalem z nich. I to byl duzy blad. Sadzilem wowczas, ze nawet jesli uda mi sie przezyc na krawedzi planszy, miedzy kamieniami przeciwnika, to on i tak zbuduje sobie w efekcie mojej inwazji silne moyo, co uniemozliwi mi zajecie duzej czesci planszy w srodku. Gdy to sobie uswiadomilem, postanowilem agresywnie walczyc o srodek planszy, sadzac, ze w ten sposob odrobie straty z "wolnego" otwarcia, jednak nadal otwieralem grajac komoku i wzmacniajac to najczescniej keima (to sie chyba nazywa shimari). Szybko jednak przekonalem sie, ze to jest bardzo zgubna strategia, gdyz gracze o nieco wyzszej sile latwo przecinali moje szeroko rozstawione kamienie w srodku planszy. Nigdy nie udawalo mi sie zdobyc odpowiednio duzego terytorium. A moje proby zdobycia go polegaly na rozstawianiu kamieni na planszy w sposob podobny, jak to sie robi ustawiajac kamienie handicapowe i nastepnie starajac sie je polaczyc. Gdy juz sobie uswiadomilem, ze to jest niewlasciwe zaczalem wiecej ogladac (bo trudno to nazwac analiza) partie zawodowcow. Niewiele z nich rozumialem i do dzis niewiele rozumiem, ale podchwycilem kilka rzeczy "na slepo", nie rozumiejac dlaczego tak graja, a nie inaczej. Po pierwsze zaczalem probowac grac hoshi w fuseki. Poczatkowo balem sie, ze strace przez to rog. Ten lek wynioslem chyba z mniejszych plansz, gdzie czesciej inwaduje sie w rogi. Ale po kilku grach zauwazylem, ze przeciwnik rzadko na poczatku gry inwaduje w moj rog, gdyz jest zajety graniem gdzie indziej (wieksze ruchy). Poza tym dowiedzialem sie o istnieniu joseki i przyjalem do wiadomosci, ze oddanie rogu nie musi byc takie zle, jesli zrobimy to z glowa, biorac w zamian jakies korzysci, wplywy. I to byl chyba okres przelomowy w moim graniu. Nie mialem wtedy zadnej koncepcji gry, ale staralem sie natomiast sprawdzac co sie dzieje, gdy ide na taka wymiane, oraz gdy inwaduje w glab terytorium przeciwnika. Przelomem bylo tu zerwanie z tym sztywnym przywiazaniem do rogow. Mozna powiedziec, ze zaczalem grac na calej planszy, mniej przejmujac sie tym, co sie stanie z moim terytorium, ktore "oznaczylem" kilkoma pierwszymi ruchami w fuseki. Poza tym zaczalem podpatrywac ksztalty i sposob, w ktory inni starajac sie przezyc miedzy kamieniami przeciwnika. To rowniesz wnioslo wiele do mojej gry, gdyz moglem odwazniej inwadowac. Jednakze najwiekszy postep dokonal sie u mnie po obejrzeniu kilku parti go seigena z jego okresu mlodzienczego. Jako poczatkujacy moglem zupelnie niewlasciwie odczytac jego intecje, ale wydalo mi, ze podchodzi on dosyc swobodnie do kwesti wymiany terytorium za wplywy. Odnioslem nawet wrazenie, ze wielokrotnie stara sie naklonic swojego przeciwnika do zajecia rogu czy zbicia jakiejs grupy, by w zamian zdobyc wplywy, ktore bede mu odpowiadaly. Najbardziej uderzylo mnie w jego grze czeste ignorowanie atakow przeciwnika (tenuki), co wielokrotnie konczylo sie dla niego utrata jakiejs grupy badz lokalnego terytorium w zamian za cos, co mu pasowalo bardziej. Poza tym zauwazylem, ze zawodowcy bardzo chetnie przecinaja swoje grupy, zostawiaja wiele sytuacji niewyjasnionych. Zaczalem sie wiec zastanawiac co by sie stalo z moja gra, gdybym oderwal sie od sztywno zarysowanego przeze mnie terytorium i podjal walke. Innymi slowy dotarlo do mnie, ze teren, ktory zdobywamy w poczatkowej fazie gry, wyglada zupelnie inaczej na koniec gry, tak wiec nie ma sensu starac sie za wszlka cene by nasze rozwiniecie od rogow zachowalo swoj pierwotny ksztalt przez cala partie. To jest zwyczajnie niemozliwe, a proby dokonania tego sa zgubne. To, co zmienilem najbardziej w swojej grze i ogolnym podejciu, to zwiekszenie elastycznosci gry, zdobywanie terytorium po kawalku, jak rowniesz walka poprzez pomniejszanie terytorium przeciwnika, a nie tylko zdobywanie wlasnego. Obalilem u siebie wiele lekow. A balem sie przede wszystkim utraty rogu, utraty jakiejs grupy (to jest chyba szczegolnie niebezpieczne, gdyz obrona jakiejs grupy za wszelka cene moze sie skonczyc fatalnie), oraz stosowania ciec. Staralem sie miec silna, niepocieta sciane i taka sciana tworzyc granice terytorium. Ale budowanie silniej sciany jest duzo trudniejsze i wolniejsze od inwadowania. Tylko potrzeba troche doswiadczenia by wiedziec jak inwadowac. Mnie wlasnie natchnal go seigen, ktory inwadowal na jednym koncu planszy, a potem w jakis cudowny sposob laczyl to ze swoimi wplywami na drugim koncu planszy, zajmujac przeciwnikowi terytorium pomiedzy. Podsumowujac wydaje mi sie, ze jestem graczem, ktorego zagrania wyprzedzaja jego wlasciwa sile. Czesto gram i nie jestem swiadom tego, ze moje zagrania moga byc dobre. To wynika chyba wlasnie z tego, ze ciagle eksperymentuje i staram sie wlaczyc do swojego repertuaru zagran wiele rzeczy podpatrzonych gdzies tam, zazwyczaj bez dobrego zrozumienia. To ma pewnie swoje dobre i zle strony. I to potem owocuje takimi wydarzeniami, jakie mi sie ostatnio przytrafilo na KGS, gdy grajac z 13k wchodzilem w yose z 20pkt przewaga (oczywiscie nie bedac tego swiadomym) i przegrywajac ostatecznie 30pkt. Ktos sie zapytaja jak to mozliwe by stracic w yose 50pkt?!? To jest wlasnie mozliwe, jak ma sie sile w granicach 25-20k i stosuje sie dobre jak na swoja sile zagrania, nie rozumiejac ich. Byc moze mysle sie w ocenie samego siebie, byc moze dochodzi to wiele innych czynnikow, ale wlasnie do takich wnioskow ostatnio doszedlem. Mimo wszystko nadal bede u siebie stosowac taki sposob nauki, gdyz wydaje mi sie on skuteczny. Wiedze teoretyczna i zrozumienie swoich zagran sie z czasem nadrabia, a szukanie nowego gwarantuje jakis postep.



-> Nauka

Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)

Idź do strony 1, 2, 3  Następny  :| |:
Strona 1 z 3