Kultura Go w Emerald City
13-06-2003 o godz. 09:24:55

Nadesłane przez zefciu

...sposób w jaki kultura goistyczna rozwija się w Emerald City przypomina poddaną stesującym czynnikom bakterię, której zmutowany szczep opanowuje szalkę Petriego.
o Go w towarzystwie bankowców - początki teorii "czarnej dziury", wg usgo.org , tłumaczenie - zefciu


Kiedy w chwili zadumy spojrzysz przez okno biura we wspaniałej iglicy biurowca Chryslera, ujrzysz na drugim brzegu East River nieładne obrzeża Long Island. Nie ma tam nic godnego uwagi pośród niskich bloków, z wyjątkiem pojedynczego zielonego tworu wybijającego się 50 pięter powyżej swoich sąsiadów. jest to One Court Square, lub New Citicorp Center zwane przez swoich mieszkańcow Emerald City.

Twór ten zarządzany jest przez Johna Reeda. (Nie tego Johna Reeda, bohatera "Czerwonych", jedynego amerykanina pochowanego na Kremlu). Ten John Reed mający wystarczająco wysokie poczucie dobrego smaku, żeby umieścić swoje biuro w Old Citicorp Center na ul. 53. (obecnie własność japońskiej firmy) jest prezesem Citicorp... oraz goistą. Fakt ten jest powszechnie znany. W jednym z wywiadów dla "Harvard Business Review" p. Reed wyjaśniał podobieństwa między strategiami bankowości oraz Go. Mniej znany faktem jest, iż sposób w jaki kultura goistyczna rozwija się w Emerald City przypomina poddaną stesującym czynnikom bakterię, której zmutowany szczep opanowuje szalkę Petriego.

Pochodzenie

Skażenie rozpoczęło się, jak można się spodziewać, od konsultanta. Teraz jednak przenosi się nie tylko od jednego konsultanta do drugiego. Dosięgło nawet vice-prezesa. Ofiary grały początkowo jedynie poołudniami w swoich biurach. Kiedy jednak zauważono ich brak w czasie obowiązkowych pojedynków w Tetrisa, ciekawość zaczęłą rosnąć. Infekcja przenosiła się z biura do biura. Kilku urzędników, u których Go pozostawało w uśpieniu zaczęło przyglądać się partiom i w końcu włączyli się do gry. Wyjątkowo długo ostał się jeden szachista, ale kiedy jego jedyny partner dał się złapać w sidła zarazy, ten też musiał się jej poddać.

Jak wygląda ta kultura? W jaki sposób stres i zagrożenie związane z bankowością i marketingiem wpływają na miłośików medytacyjnej gry o terytorium, życie i śmierć. Jeśli się obawiacie, że ci gracze są dziwni, macie rację.

Systematyka

Graczy silnych brak. Najsilniejszy ma 8 kyu (przy dobrym dniu). Miał 15 kyu (może nawet mniej) gdy "nauczył" innych. To pozostawiło w nich liczne deformacje, podobnie jak u programistów, którzy zaczynają od języka BASIC i ranę tę niosą przez resztę swojego życia.

Dziwne rzeczy rozwijają się w takiej kulturze. Oczywiście - częste błędy. Przez pierwsze pół roku elementarne pomyłki były nagminne. Niektórzu kładli kamień w środek kaketsugi przeciwnika krzycząc na cały głos "Atari!" (W ameryce do dobrego tonu należy zgłaszanie atari na głos, podobnie jak w szachach. Zwyczaju tego nie powinno się stosować w Europie - zefciu). Inni w czasie semeai atakowali przeciwnika brutalnym auto-atari. Prawdopodobnie z uwagi na naturalną zmienność wewnątrzgatunkową, niektórzy gracze byli podatni bardziej na jeden typ błędów niż na inny. Ostatecznie - niektóre z nich są identyfikowane z konkretnymi graczami.

Jak mogli zareagować oni na takie etykietki? Jako dzieci kapitaizmu opatentowali oni swoje błędy. Mike Ryan jest właścicielką patentu na granie w kaketsugi, Steve Sutton na samobójstwa na pierwszej linii. Daphne Grosset-Ryan na autoatari. Mike Roth dzierży wyłaczne prawo do "anty-atari" tj. mówienia atari, kiedy przeciwnik ma jeszcze więcej niż jeden oddech. Ktokolwiek popełni opatentowany błąd musi zapłacić pensa właścicielowi. Całkiem pokaźne sumy zmieniły już w ten sposób właściciela.

W stresującym środowisku każdy osobnik wyrobił własne mechanizmy kompensacyjne:

  • Stuart Whalen zawsze gra sente. Można zapytać oczywiście, jak można zawsze grać sente. Niedawno Stu miał osiem grup w atari. Oczywiście w następnym ruchu zignorował wszystkie groźby, grając inwazję w dobrze broniony teren. Wszyscy boją się "Sente Stu" jako wyznawcy przysłowia "Kiedy możesz ciąć, tnij."
  • Steve Sutton mówi do kamieni. Kiedy ma inwadować szepcze: "Oto twój nóż i spadochron i pamiętaj: twój kryptonim operacyjny to Stu". Często uprawia propagandę wśród jeńców. Nieraz słyszano go mówiącego do białych kamieni: "Przejdźcie na ciemną stronę mocy!"
  • Daphne Grosset-Ryan i Mike Roth należą do Ligi Cichych i Spokojnych i są absolutnym przeciwieństwem Sente Stu. Nigdy nie grają kontaktowo, chyba żeby zbudować ściany akceptowane przez obie strony. Ten typ gry wymaga oczywiście długiego czasu namysłu. Przyjemność z oglądania takiej partii została opisana kiedyś, jako "obserwowanie jak rdzewieje ciężarowka".
  • Tony Stackow preferuje oglądanie Go nad grę. Twierdzi, że gra tylko po to, żeby polepszyć zdolności do obserwacji. Kiedy gra, usiłuje przedrzeć się przez fuseki najszybciej jak się da "żeby wreszcie było nad czym myśleć." Często gra dwa albo trzy ruchy pod rząd, nie mogąc uwierzyć, że przeciwnik nie zagrał w ułamku sekundy, jaki zajmuje mu sięgniecie do gosu.
    Myliłby się jednak ktoś, twierdząc, że nie czerpie on żadnej przyjemności z Go. Został on nazwany przez resztę grupy "Grabarzem" ze względu na wielką zamiłowanie do patrzenia na umierające grupy. Kiedykolwiek duża grupa jest w niebezpieczeństwie, Tony przerywa swoją grę, żeby móc popatrzeć. Często prosi graczy, żeby pozwolili mu zdjąć martwe kamienie. Głaszce je w swojej ręce mówiąc: "Dotyka się ich inaczej kiedy są martwe".
  • Ming-sen Hwang, który niedawno dołączył do grupy nie grał w Go od czasu liceum. Mimo chińskiego pochodzenia, jego podejście do gry jest raczej irlandzkie (dziwny frazeologizm, z braku lepszego zostawiłem - zefciu). Nie wie do czego zmierza i zrobi wszystko, żeby to osiągnąć. Możesz oczekiwać, że zagra tsuke już do trzeciego kaienia, który położysz (i najczęściej zabije go). Kiedy Ming gra z Sente Stu, Grabarz odmawia wszelkim propozycjom gry, żeby przypatrzeć się rzezi. Zdolności do walki Minga są tak doskonałe, iż twierdzi się, że jeśli kiedykolwiek spojrzy na całą deskę przed ruchem, umrze.
  • Steve Sutton to wynalazca. Matką jego wynalazków jest oczywiście lenistwo. (Kiedy jego przeciwnik liczy, Steve zawsze pyta: "I jak wyszło?"). Stworzył on specjalne okulary, które zamierza sprzedawać zależnionym od technologii członkom swej społeczności. Lewa soczewka ma narysowaną drabinkę i obraca się, więc można dopasować ją do sytuacji i oszczędzić sobie tego nużącego: "ty mi tu, ja ci tu, ty mi tu...". Na prawym, również obrotowym zostaie wyrysowane kilka podstawowych snapbacków. Nazwa handlowa tego wynalazku to "reading glasses" (gra słow lepiej oddana w j. ang, więc nie tłumaczę- zefciu).

Jak przystoi zwolennikom wolnego handlu, gracze często poszukują rozwiązania problemów na rynku. Kiedy na przykład Steve Sutton próbuje przeżyć garstką kamieni w rogu przeciwnika, podpisuje umowę-zlecenie z Mike'm Rothe'm (konsultantem d/s robienia życia). Kto pragnie dokonać beznadziejnej inwazji, wzywa Stu Whellana. Gracze nie umiejący właściwie tworzyć ścian, korzystają z porad Daphne Grosset-Ryan ("Po prostu kładź kamienie wzdłuż tej czarnej linii i nie zwracaj uwagi, co robi przeciwnik.") Mike Ryan słynący z kiepskiego rozeznania sytuacji proszony jest o dawanie porad przeciwnikowi. Ceny tych świadczen są zmienne.

Oprócz graczy jawnych istnieje też grupa nigdy nie grająca z ludźmi, a jedynie po kryjomu próbująca swych sił na "Many Faces of Go" i "Nemesis". Jest to z pewnością szczep o ustecznionej mutacji goistycznej.

Prognozy

Co czeka ich w przyszłości?

Członkowie kultury Citicorp stworzyli teorię opartą na aksjomacie, że ich siła nie rośnie. Ponieważ wciąż przegrywają połowę swych gier, ich poziom nie może się polepszać. Mike Ryan, kóry przyniósł Go do Emerald City dawał początkowo ogromne handicapy, a teraz ledwo sobie radzi grając białymi, ergo: gra coraz gorzej. Mike i Daphne grywają też poza środowiskiem w Brooklińskim Klubie Go. Ich handicap wciąż się tam zmniejsza. Skoro wiemy, że siła Mike'a spada, tak samo musi być z członkami klubu. Niewątpliwie jest tak ze względu na kontakt z kulturą Citicorp.

Jako że do brooklińskiego klubu należy nie tylko prezes AGA (Amerykańskie Stowarzyszenie Go - zefciu) ale również liczni częsci bywalcy Japonii, Chin i Korei, skoro oni nie wykazują za granicą spadku siły, możemy jedynie wnioskować, że ogóloświatowa społeczność goistczna równa w dół do dotkniętej zarazą kultury Citibank.

Content received from: Archiwum Internetowej Akademii Go, http://akademia.go.art.pl